Nie taki smutek smutny

– Jakoś mi dzisiaj smutno – Pepito, z westchnieniem opadł na poduszkę – nic mnie nie cieszy, wszystko jest takie … zwyczajne.

– A chciałbyś, żeby było nadzwyczajne? – zapytał Borys.

– No wiesz, może nie nadzwyczajne, ale jakieś takie niezwykłe co najmniej, takie żebym się cieszył, a nie smucił, bo przecież życie nie jest po to żeby się smucić!? – ni to stwierdził, ni to zapytał Pepito.

– Może i nie jest po to, żeby się smucić, ale czy jest po to, by się nieustająco cieszyć? – zapytał pełen zadumy Borys.

Borys często się smucił i już zdążył się do smutku przyzwyczaić, a może nawet ten smutek polubić. To smutek zmuszał go do refleksji, smutek uczulał go na potrzeby własnego ciała i własnego życia. Dzięki smutkowi dowiadywał się, że czegoś mu brakuje, albo do czegoś tęskni. Dzięki niemu spędzał więcej czasu sam ze sobą i nauczył się różnych kojących strategii od gotowania zupy począwszy, po czytanie w łóżku, czy spacerowanie po parku. Zdecydowanie smutek był mu potrzebny. Ale widać tylko jemu. Pepito smutku nie tylko nie potrzebował, ale i nie chciał.

– Pepito, co jest takiego złego w smutku? Dlaczego tak bardzo go nie lubisz? – filozoficznie zapytał Borys.

– Jak to dlaczego nie lubię? Dlatego, że smutek jest smutny! No wiesz, wszystko wtedy wydaje się takie jakieś bardziej szare, mniej możliwe, mniej radosne. Kiedy jestem smutny, widzę się tak cholernie realnie, a wolę optymistycznie! Kiedy jestem smutny, widzę ograniczenia, a nie możliwości. A kiedy patrzę w lustro to się sobie nie podobam, bo jestem taki oklapły i taki przeciętny – wyrzucił z siebie jednym tchem Pepito.

– Jesteś przeciętny i szary… to trochę podobny do mnie – zażartował Borys – to może nie patrz w lustro? – zaproponował.

– Hmmm, gdybym rzeczywiście przestał patrzeć w lustro i oczekiwać, że coś specjalnego tam zobaczę? Gdybym przestał czekać, że każdy dzień czymś mnie zaskoczy i że coś fascynującego się wydarzy? – w głowie Pepita zaczęła pojawiać się pewna koncepcja.

Pepito zaczął pogrążać się w coraz większej zadumie. Uświadomił sobie bowiem, że to nie tyle rzeczywistość była źródłem jego smutku, ale rozdźwięk między rzeczywistością i jego wobec niej oczekiwaniami. Czyżby to było takie proste i wystarczyłoby nie patrzeć w lustro? A może ważne jest to co się zrobi zamiast tego patrzenia w lustro?

– Borys, nauczysz mnie gotować zupę? A później pójdziemy na spacer do parku, a po powrocie do domu poczytamy jakąś książkę, o ile mi pożyczysz? – poprosił Pepito.

Tak oto Pepito zamiast oczekiwać i poszukiwać radości, postanowił poznać i oswoić smutek.

– Jakoś mi dzisiaj smutno – Pepito, z westchnieniem opadł na poduszkę – nic mnie nie cieszy, wszystko jest takie … zwyczajne.

– A chciałbyś, żeby było nadzwyczajne? – zapytał Borys.

– No wiesz, może nie nadzwyczajne, ale jakieś takie niezwykłe co najmniej, takie żebym się cieszył, a nie smucił, bo przecież życie nie jest po to żeby się smucić!? – ni to stwierdził, ni to zapytał Pepito.

– Może i nie jest po to, żeby się smucić, ale czy jest po to, by się nieustająco cieszyć? – zapytał pełen zadumy Borys.

Borys często się smucił i już zdążył się do smutku przyzwyczaić, a może nawet ten smutek polubić. To smutek zmuszał go do refleksji, smutek uczulał go na potrzeby własnego ciała i własnego życia. Dzięki smutkowi dowiadywał się, że czegoś mu brakuje, albo do czegoś tęskni. Dzięki niemu spędzał więcej czasu sam ze sobą i nauczył się różnych kojących strategii od gotowania zupy począwszy, po czytanie w łóżku, czy spacerowanie po parku. Zdecydowanie smutek był mu potrzebny. Ale widać tylko jemu. Pepito smutku nie tylko nie potrzebował, ale i nie chciał.

– Pepito, co jest takiego złego w smutku? Dlaczego tak bardzo go nie lubisz? – filozoficznie zapytał Borys.

– Jak to dlaczego nie lubię? Dlatego, że smutek jest smutny! No wiesz, wszystko wtedy wydaje się takie jakieś bardziej szare, mniej możliwe, mniej radosne. Kiedy jestem smutny, widzę się tak cholernie realnie, a wolę optymistycznie! Kiedy jestem smutny, widzę ograniczenia, a nie możliwości. A kiedy patrzę w lustro to się sobie nie podobam, bo jestem taki oklapły i taki przeciętny – wyrzucił z siebie jednym tchem Pepito.

– Jesteś przeciętny i szary… to trochę podobny do mnie – zażartował Borys – to może nie patrz w lustro? – zaproponował.

– Hmmm, gdybym rzeczywiście przestał patrzeć w lustro i oczekiwać, że coś specjalnego tam zobaczę? Gdybym przestał czekać, że każdy dzień czymś mnie zaskoczy i że coś fascynującego się wydarzy? – w głowie Pepita zaczęła pojawiać się pewna koncepcja.

Pepito zaczął pogrążać się w coraz większej zadumie. Uświadomił sobie bowiem, że to nie tyle rzeczywistość była źródłem jego smutku, ale rozdźwięk między rzeczywistością i jego wobec niej oczekiwaniami. Czyżby to było takie proste i wystarczyłoby nie patrzeć w lustro? A może ważne jest to co się zrobi zamiast tego patrzenia w lustro?

– Borys, nauczysz mnie gotować zupę? A później pójdziemy na spacer do parku, a po powrocie do domu poczytamy jakąś książkę, o ile mi pożyczysz? – poprosił Pepito.

Tak oto Pepito zamiast oczekiwać i poszukiwać radości, postanowił poznać i oswoić smutek.